Na wstępie, przepraszam autorki blogów, których historie namiętnie czytałam i komentowałam, za to że tak długo nie udzielałam sie pod waszymi wpisami. Przyrzekam, że sie poprawie.
-
A potem kra lodu pękła. Dopiero co widziałem cię uśmiechającą
się i robiącą piruety na łyżwach, a nagle zniknęłaś. Myślałem
o najgorszym... ale sama złapałaś się szybko powierzchni i
krzycząc że nigdy więcej nie dasz się namówić na moje pomysły
wyszłaś z wody.
To
co najmniej dziwne. Jakim cudem nie pamiętam momentów spędzonych z
Loczkiem? Jakaś anomalia pogodowa ? Matko, Paranormal activity.
Z
tego co teraz usłyszałam, okazuje się że moja przeszłość z nim
związana była barwna i rozbudowana. Począwszy od wyścigach na
motorach i zakończywszy na akcji charytatywnej organizowanej tylko
przez naszą dwójkę.
Zerknęłam
na niego z ukosa. Rozcięta warga, która i tak unosiła się w
uśmiechu, twarz pokryta zadrapaniami i duży bandaż na czole. I
pomyśleć, że to przez tego idiotę, który wcisnął moim
koleżanką jakieś świństwo. No nie, miałam o tym nie wspominać!
Nie nie nie. Nie teraz. W tej chwili jestem myślami z Harrym, nie z
Lilką i Noemi. Chociaż przez parę godzin muszę o tym zapomnieć.
-
To może zapytam inaczej.. jest coś, czego razem jeszcze nie
robiliśmy?
-
Hahaha. No wiesz... - poruszał znacząco brwiami ponownie
wybuchając śmiechem. Sama zaczęłam zanosić się drgawkami
głupawki, ale nie odstępując od tradycji zdzieliłam go chustką
przez głowę.
Siedzieliśmy,
a raczej leżeliśmy pod rozłożystym drzewem w ogrodzie szkoły.
Przyroda smutniała, bo zanosiło się na burzę, do której w sumie
byłam przyzwyczajona jako Angielka, za to nasze humory wręcz
przeciwnie. Ten 'niepozorny' chłopak, który w kółko myśli tylko
o denerwowaniu innych, okazał się powodem moich łez śmiechu.
Dzięki niemu mogłam odreagować, i mimo że mijała druga godzina
tematów do rozmowy nie brakowało.
-
Pada? Teraz ? No niee. Pogoda potrafi wszystko zepsuć. - mruknął
podnosząc się z ziemi. Złapał mnie za rękę unosząc w górę. -
Wiesz, że zostalibyśmy dłużej gdyby nie to. Nie chcę żebyś się
przeziębiła.
-
Haroldzie, wzruszyłeś każdy centymetr mojego ciała tą troską. -
westchnęłam, i tu chyba nie kłamałam. Chciałam już iść, gdy
poczułam że nie mam gruntu pod stopami. Matko, najpierw troszczy
się o moje zdrowie, teraz będzie mną wywijał w powietrzu. Ja mu
dam!- Harry! Postaw mnie natychmiast!
-
Chciałabyś. Drodzy państwo, witamy na pokładzie Odrzutowca linii
lotniczych ciacho z lokami. Skromne ciacho z lokami. Proszę zapiąć
pasy ! - Ni stąd ni z owąd znalazłam się na jego plecach. -
Trzymaj się, Cookie. TURBO PRZYŚPIESZENIE! - ciekawie musi to
wyglądać. Jakiś wypłosz z drugim wypłoszem na plecach, gna
przez alejki parku i pierdzieli głupoty, ten drugi strach na wróble
drze się w niebogłosy, klnąc na wszystkie znane mu języki.
WYJMUJCIE APARATY, GUYS !
-
Harry, ja tylu rzeczy jeszcze w życiu nie zrobiłam, nie chce
skończyć zmiażdżona przez twoje cielsko ! Zaraz upadniemy ! -
-
Drodzy państwo, po lewej stronie widzimy okazałe jabłonie, po
prawej jakieś japońskie różowe cosie, przed nami błoto... BŁOTO
?!
Wykrakałam.
Harry
starał się utrzymać równowagę na śliskiej powierzchni, ale
grawitacja zrobiła swoje. Oboje runęliśmy na prawe boki ciał.
Chociaż tyle, że nie umarłam śmiercią tragiczną zmiażdżona
jego suchym tyłkiem.
-
Błoto! Błoto widzę ! Ciemność widzę ! - znowu zaczął paplać,
ale zmienił pozycję tak że znalazłam się pod nim. Nie, chyba
jednak stracę życie tego dnia.
-
Jesteś potworem. Ciężkim potworem. Złaź ze mnie bo nie mogę
oddychać !
Cisza.
Czyli to on umarł ? Otworzyłam szybko powieki, które zaciskałam
ze strachu, a pierwsze co zobaczyłam to jego wielkie oczy utkwione w
moich.
Co
on robi ? Przecież wyraźnie oznajmiłam mu PRZYJACIELE. Chciałam
coś powiedzieć, ale nie mogłam wydobyć z siebie najmniejszego
dźwięku; może dlatego, że przygniatał moje ciało swoim, a może
z innego powodu. Poruszyłam tylko bezgłośnie wargami, bo na więcej
nie było mnie stać. Zahipnotyzowana jego spojrzeniem nie mogłam
odwrócić swojego wzroku. I tak, ten malutki głosik w mojej głowie
znowu darł się ' dajesz mała!'. Niechęć do związków i
kontaktów damsko-męskich jednak wygrała, w chwili gdy jego usta
znajdowały się coraz bliżej moich. Zrzuciłam go z siebie, czując
jak policzki płoną mi z nadmiaru emocji. Oboje byliśmy cali w
błocie, ale żadne z nas się tym nie przejmowało. Padało coraz
mocniej, a od czasu do czasu jakaś zbłąkana błyskawica zetknęła
się z wilgotną ziemią przeszywając ze świstem powietrze. Oboje
siedzieliśmy na zimnym chodniku, i oboje byliśmy targani przez
niewyjaśnione uczucia i emocje. Jakby to powiedzieć..
nie,
nie wiem jak to powiedzieć.
-
Dlaczego ? Dlaczego ty to robisz ? Przecież i ja i ty czujemy do
siebie coś więcej niż przyjaźń.
-
Nie. Mów za siebie.
Przysunął
się bliżej mnie, a ja zamiast uciekać gdzie marchewki Louisa rosną
zostałam w miejscu. Złapał mnie za podbródek, bym wreszcie na
niego spojrzała.
-
Może zacznę tak. Od początku naszej przyjaźni coś nas do siebie
ciągnęło. Były chwile, kiedy to ty całkowicie traciłaś na moim
punkcie głowe, były chwile gdy ja na twoim. Ale nigdy nie
przyznaliśmy się otwarcie do tego wszystkiego. Ilekroć ja
próbowałem coś w tym kierunku zrobić, ty zmieniałaś temat i
uciekałaś. Ale zawsze byłaś jedną z najbliższych mi osób. Do
ciebie pierwszej szedłem z problemem, z tobą mogłem się śmiać i
płakać, a nie mam wielu takich osób w życiu. Wtedy, tam na
stacji... myślałem że na zawsze cie stracimy, bo nie oddychałaś,
i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że jesteś dla mnie jeszcze
ważniejsza. Potem mnie zapomniałaś.. było mi z tym bardzo ciężko,
ale chłopaki mnie wspierali. I mimo że tak mnie teraz odrzucasz,
powoduje to że intrygujesz mnie jeszcze bardziej, i chcę cie
poznawać na nowo.
Troche
czasu minęło zanim to wszystko do mnie doszło. Tak, ludzie, tu
mnie macie, mam do niego słabość, ale nie chce niczego tu psuć.
Ta przyjaźń może być zbyt piękna, żeby niszczyć ją związkiem.
Na który w dodatku nie jestem gotowa..
-
Przepraszam. Tamta Nelly, a ta, to.. między nimi jest w takim razie
różnica. Wybacz mi.
I
odeszłam, zostawiając go samego.
*
* *
Ludzie
patrzyli na mnie jak na jakieś dziwadło – zresztą nie dziwię
się. Cała mokra, oblepiona błotem, biegłam korytarzami hotelu, a
z oczu spływały mi ciurkiem łzy. Chociaż tyle, że ciężko
odróżnić je gdy jestem cała pomoczona.
Gdzie
iść ? Oto Question Of The Day. Nie wrócę do pokoju, bo nie mam
siły konfrontować się z sprawą przyszłego uzależnienia ( tfu
tfu) ani Lilki ani Noemi. Poszłam więc do..
-
NA WSZYSTKIE MARCHEWKI ŚWIATA ! - Louis otworzył drzwi apartamentu
chłopców. Obgryzał dzienną porcje jego ulubionego warzywa i
przyglądał się uważnie moim pozlepianym włosom.- Coś ty zrobiła
! Co się stało ?! Wyglądasz... strasznie!
-
Wow. Nie zauważyłam. - prychnęłam wchodząc do salonu. - którędy
do Zayna? - zapytałam siedzącego na kanapie Liama. On nie pytał o
nic, bo wiedział że nie mam w tej chwili ochoty na takie rozmowy.
Wskazał tylko skinieniem głowy na drugie z prawej drzwi.
-
Louis, idź do parku. Harry oberwał dziś nieźle, więc teraz
pewnie źle się czuje.
-
Ale... CO ?! JAK TO ?!
-
Idź i zobacz. Nie mam czasu na wyjaśnienia.
Szarpnęłam
ze złością klamkę dużych, brązowych drzwi i zatrzasnęłam je
za sobą z hukiem. Zayn siedział w samych szortach na parapecie i na
kolanach trzymał laptop, a po jego ramieniu wspinał się kot. Tak,
idę z problemami do brata.. tak dziwne, tak prawdziwe!
Spojrzał
na mnie co najmniej z zdziwieniem. Zlustrował moje ciało od stóp
do głów, kręcąc przy tym głową i przeciągle zagwizdał. Nie ma
to jak wsparcie, czyż nie ?
-
Czuje się jakbyśmy się cofnęli z dziesięć lat wstecz. Zawsze
wracałaś taka usmarowana z dworu, tylko szczerzyłaś się jak
idiota, a nie płakałaś.
Dobra,
daruj sobie te złote myśli ! Jestem na skraju rozdarcia
emocjonalnego, no halo!
Przyciszyłam
radio i usiadłam na wielkim parapecie obok niego. Oparłam się o
okno, pewnie pokrywając je przy tym warstwą błota, ale
zignorowałam to. Dziwne, że tak normalne dla innych zdarzenie
wywarło na mnie wielką presję, smutek i poczucie winy. Zostawiłam
tam chłopaka, który tak się o mnie starał.. gotów był bić się
za mnie, co i tak mu nie wychodziło, ale chęci się liczą. Znam go
od paru dni, a namieszał tak w moim spokojnym życiu jak nikt.
W
głośnikach rozbrzmiał cichy głos Liama. Zaczynała się piosenka
One thing, która dudniła w moich uszach pomimo że przyciszyłam
radio. Nic do tego nie miałam, dopóki nie odezwał się głos
Harrego. Rzuciłam pierwszą lepszą rzeczą w urządzenie, wydając
jakieś pomruki rodem z dżungli.
-
Ooo ! To Hazziątko cie tak urządziło ! Ale nie płacz, przecież
błoto zejdzie w praniu. - parsknął śmiechem zdejmując kotka z
głowy. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem, bo istotnie
zaczynał mnie denerwować. Nie mam ochoty na żarty, a przyszłam po
pomoc, a nie oglądać teleturniej kto dosoli dziś bardziej młodszej
Malikowej.
-
Ktoś ci kiedyś powiedział, że pod tą nienaganną fryzurką masz
próżnie nie mózg?
-
Dobra. Chodzi ci o Lilkę i Noemi?
?!?!?!?!
Czyli
wszyscy to wiedzą ?! I każdy tak spokojnie do tego podchodzi ?!
Emgf
emgf emgf pochlastam się.
-
To ich indywidualna sprawa. Świata nie naprawisz.. też mi się to
nie podoba, ale w sumie nie od nas zależy co one robią. A Harrym
się nie przejmuj. Nie chcesz z nim być, to nie, zaraz się którąś
pocieszy. Może nie pamiętasz, ale nawet gdy wcześniej był w
tobie zakochany po uszy bajerował co drugą laskę, a z co trzecią
lądował jak nie w łóżku, to chociaż na okładce gazety.
-
Ty i twoja szczerość.. a w ogóle od kiedy jesteś jasnowidzem ?
-
Ja po prostu mam oczy.- skwitował i zaczął liczyć fajki w
pudełku. Od zawsze nie podobało mi się że pali, ale jak być bad
boyem to na całego, nie ?- Poza tym.. sama na niego lecisz.
-
CIEBIE CHYBA COŚ BOLI. -. Nienienie. W życiu, nigdy, przenigdy.
Zayn
okazał się dobrym słuchaczem. Przegadaliśmy całą godzine i
dowiedziałam się ciekawych rzeczy o Hazzie..
to
nie takie aniołek z gołą dupką jak siebie przedstawiał.
Podrywacz, zarywacz, flirciarz i wszystko w ten deseń. Teraz chociaż
wiem, że stara z siebie zrobić jakiegoś maczo, a takich chłopaków
nie lubię.
Nagle
ktoś zapukał.
Zayn
krzyknął, a raczej rozdarł się ' CZEGO WY CHCECIE, NAWET
SPOKOJNIE Z SIOSTRĄ NIE DA SIĘ POGADAĆ ?!!' i nawet nie ruszył
się z miejsca. Zanim ja zdążyłam podnieść swój zacny tyłek,
drzwi powoli zaczęły się otwierać.
Moim
oczom ukazała się drobna, wysoka blondynka. 17Stka, góra 18Stka.
Duże, podchodzące w niebieski kolor oczy, mleczna skóra. Na jej
czole spoczywała nienaganna grzywka ścieniowana na bok. Ubrana była
jak w tych filmach, dosłownie – czarno-biały uniform pokojówki,
składający się z kusej spódniczki, fartuszka, i dziwnego czegoś
uczepionego na czubku głowy.
Kątem
oka zerknęłam na Zayna. Oczy rozszerzały się mu coraz szerzej, z
buzi wypadł patyczek od zjedzonego lizaka, a sam mamrotał coś do
siebie. Kurde, czy na sali obecny jest goły amor który właśnie go
ustrzelił ?
-
Ja.. to.. więc.. nie wiedziałem.. aa.. no...
-
Nie szkodzi. Przyszłam posprzątać. - mruknęła wciągając za
sobą wielki wózek z szczotkami, odkurzaczem i innymi rzeczami do
porządków. Nawet nie zwróciła większej uwagi na mojego brata,
tylko gapiła się na moje brudne ciuchy, ale po chwili dodała –
Czy nie przeszkadzam ? Mogę pójść najpierw dalej.
-
Nie! Nie nie nie ! Nie przeszkadzasz !
-
Ulalaaaaaa. - zagwizdałam dając mu sójkę w bok. W odpowiedzi
posłał mi pięć razy silniejszą, przez co wylądowałam na
podłodze. Jak za dawnych czasów, hahaha.
-
Chodź, pomogę ci. - rzucił się w jej kierunku potykając o
pudełka po jedzeniu.
-
Żartujesz sobie? To moja praca. - wyminęła go i zaczęła zbierać
opakowania po zjedzonej pizzy.
-
Alice, Alicja czy jak tam wolisz – uśmiechnęłam się do niej
czytając plakietkę zawieszoną na jej koszulce – Odmawiasz
przyjęcia pomocy przez tą gwiazdeczkę ? Masz u mnie duży plus.
Zayn
wystawił mi niezadowolony język, i pomimo nalegań blondynki
zaczął zgarniać z podłogi brudne koszulki. Alice zaczęła się z
niego śmiać co chwile wymieniając ze mną znaczące spojrzenia. W
końcu i ja pomogłam im ogarnąć chlew brata, mając przy tym
niezły ubaw z tą dziewczyną. Do reszty rozbawiło mnie, gdy '
miszczunio podrywu' na pożegnanie wręczył jej zdjęcie zespołu z
dedykacją ' Uwielbiam z Tobą sprzątać, przychodź częściej', a
ona stwierdziła że od nadmiaru lakieru do włosów na tej fotce
wygląda jakby miał tłuste.
-
Tragedia.. - skwitował zamykając za nią drzwi – Dlaczego przy
dziewczynie która mi się spodoba zrobiłem się taki.. spięty? I..
i dlaczego ona nie rzuciła się na mnie z piskiem?
-
Biedactwo. Twojego przerośnięte ego zostało zranione?
-
Goń się brudasie. W ogóle, umyj się i ubierz w jakieś moje
rzeczy.
Zrobiłam
jak kazał. Wybrałam sobie stanowczo za duży t-shirt z napisem '
Eat me', który sama mu kupiłam i jakieś przerośnięte beżowe
szorty. Zayn gdzieś się ulotnił, mówiąc że zaraz wróci, a ja
udałam się do jego łazienki. Zdjęłam ubrania które pokrywało
zaschnięte już błoto i weszłam pod prysznic, zamykając drzwiczki
od wielkiej kabiny, i na wszelki wypadek jeszcze zasunęłam
zasłonkę. Zaczęłam trochę bawić się w facetów, bo stanęłam
w strumieniu ciepłej wody i myślałam nad swoim życiem, relaksując
się i nie mając ochoty na ruszanie się z miejsca.
Nagle
mój żołądek przewrócił się o 360 stopni, bo... ktoś otworzył
drzwi.
PRZECIEŻ
JE ZAMYKAŁAM !!!
chyba..
-
Zayn ? Wiesz co, daj mi twoją odżywkę bo moja dziewczyna dziś
przyjeżdża. Muszę zrobić ten trick, jak Justin Bieber, tak
zarzucić i ta da da daaam. Padnie ! - rozpoznałam głos Lou..
Wpatrywałam się w przestrzeń nie wiedząc co robić.
Nagle
drzwiczki się otworzyły, a ja złapałam się za zasłonkę
zrywając ją całkowicie z zaczepek. Pozdrowienia dla mnie!
Louis
poślizgnął się i wpadł do kabiny, a ja drąc się ' wynoś się
zboczeńcu' zawinęłam go w ala kurtynę, i gdy nic nie widział
okryłam się ręcznikiem. Chyba napisze o tym do działu w gazecie
pt 'WTOPA'
-
Wracaj tu golasie !
W
biegu zamknęłam go w łazience, nałożyłam szybko ubranie i z
amokiem w oczach rzuciłam się na drzwi prowadzących do salonu.
Śmiałam się jak opętaniec, zresztą tak jak Louis który wydostał
się sprintem z więzienia i ruszył za mną, odgrażając się że
mnie dorwie po tym jak bez politowania owinęłam go niczym ser w
naleśniku.
-
Ja ci dam! Moje kochanie przyjeżdża, a ty chciałaś mnie pozbawić
życia ! Osierociłbym tyle niewinnych marchewiątek...
Nagle
ujrzałam jedne z najlepszych osób na świecie – Eleanor i
Danielle.
____
Ale czasu minęło ! :< Przepraszam, ale szkoła całkowicie wciągnęła mnie w wir obowiązków i zawsze gdy siadałam do komputera dosłownie usypiałam po 20 minutach. Teraz siadłam i napisałam wreszcie coś nowego, co na pewno ma mase błędów, bo i dziś jestem zmęczona. Jak się czegoś dopatrzycie śmiało piszcie. :d
Rozdział dedykuję mojej koleżance ze szkoły, która chyba jako jedna z nielicznych systematycznie czyta moje wypociny.
Mam nadzieje, że pod tym rozdziałem udzieli się chociaż 10 osób. Pisze to tylko dla was, a fakt że nikt nie chce postawić swojej oceny bardzo mnie przygnębia. Tak, mówię tez od ciebie, pewnie teraz chcesz kliknąć przycisk " zamknij stronę", ale co ci szkodzi napisać z dwa zdania twojej osobistej opinii ? Nawet, jako anonimowy.